Profil-Pory Roku

Podstawowe Informacje:

liczba graczy: 2-4
wiek: 14+
czas rozgrywki: 60 - 90 min.
wydawca: Rebel
autor: Régis Bonnessée
wydanie: polskie
premiera: 2012
trudność: 3/5
najlepiej działa na: 2 graczy

Recenzja planszówki Pory Roku

Czy zdarzyło się wam kiedyś pokochać całym sobą grę obiektywnie nieidealną?

Przymknąć oko na wszystkie niedoskonałości, które w innych tytułach was rażą i uniemożliwiają pozytywny odbiór? Ludziom na złość, piekłu wbrew po prostu. U mnie stało się tak z Porami Roku od wydawnictwa Rebel.pl. Zainteresowałem się nią ok. 2014 roku i od razu wbiła się na szczyt moich ulubionych tytułów. W tamtym czasie nie stanowiło to problemu, byłem raczkującym planszówkowiczem i znałem może 20 różnych gier, ale skoro po dziesięciu latach nic się nie zmieniło, to musiało być zdarzenie porównywalne z koniunkcją planet. Jeśli więc nie boicie się długoszyich smoków, przeklętych ksiąg ani potępionych dusz, wkroczcie wraz ze mną do królestwa Xidit i przygotujcie na przygodę swojego życia.

Niech rozpocznie się turniej!

Zapraszamy do naszej recenzji Pór Roku w oparciu o własny egzemplarz gry wraz z dodatkami.

Mitologia kłamie, na początku był draft

Właśnie w ten sposób otrzymujemy nasze pierwsze 9 kart, które natychmiast dzielimy na trzy równe stosy. Pierwszy od razu ląduje na naszej ręce, a pozostałe odkładamy na razie na bok. Same karty w dłoniach nie przybliżą nas jednak do zwycięstwa, wręcz przeciwnie, jeśli zastanie nas z nimi koniec gry, to będziemy tracić punkty. Musimy zacząć je wykładać. Tu z pomocą przychodzą nam masywne, bardzo dobrze wykonane kostki. Jakie symbole można na nich znaleźć? Różne, różniste. Najważniejsze są znaki żywiołów: wody, ziemi, ognia i powietrza. To właśnie one są głównym surowcem do przywoływania kart. Konieczne również będą gwiazdki, zwiększające limit naszego tableau. Poza tym uzyskamy dzięki kościom gotowe kryształy, nowe karty i skrystalizujemy niepotrzebną energię. Jeden sześcian zawsze pozostanie w puli i posłuży do odmierzania czasu w grze.

Jak to śpiewa zespół Hunter: Choć upadłym, wciąż sługą. To pociesza mnie.

Czy ten kto widział zimę, wiosnę, lato i jesień, ten nie zobaczy już nic radykalnie nowego?

Skoro wspomniałem o planszy, to, poza rolą licznika czasu, ma ona kluczowe znaczenie w kontekście przemiany energii w kryształy. Każdy żywioł jest mniej lub bardziej dostępny w konkretnej porze roku, a co za tym idzie, niezwykle cenny lub wart niewiele. Dla przykładu: w czasie zimy najbardziej wartościową energią jest ziemia, możemy więc ją przekształcić w 3 kryształy za sztukę. Ta sama ziemia wiosną i latem da nam tylko 1 kryształ, a jesienią 2. Intuicyjne, prawda? Dlatego, jeśli nie macie kart łamiących tę zasadę, niezwykle ważne jest wybranie odpowiedniego momentu na przemianę z najlepszym przelicznikiem.

Pory roku istnieją po to, by nigdy się nie znudzić…

Wracając do przebiegu rozgrywki, po wyborze kości możecie, w kolejności graczy, wykonywać swoje tury. Ich punktem centralnym będzie przyzywanie kart. Oddajecie po prostu wymagane zasoby – energię lub kryształy – i wykładacie kartę w swoim obszarze gry, wcielając w życie tekst, który na niej znajdziecie.

Niewątpliwym atutem tego elementu są przepiękne grafiki. Każda kopia to, moim zdaniem, małe dzieło sztuki, chociaż domyślam się, że krzykliwe kolory i bajkowy charakter nie każdemu przypadnie do gustu. Wyróżniamy dwie główne kategorie kart: magiczne przedmioty i kompanów. Łatwo odróżnicie je od siebie po kolorze, np. kółka w lewym górnym rogu. Znajdziecie tam również liczbę, która oznacza punkty zwycięstwa jakie otrzymacie na koniec gry.
A jeśli zastanawiacie, czym są symbole w lewym dolnym rogu, to efekty działania. Niektóre karty będą gwarantować stały bonus, inne jednorazowy, w momencie ich przywołania, a jeszcze inne wymagać będą aktywacji.

Kto ujarzmi kompanów i otoczy się magicznymi przedmiotami?

Po przeprowadzonych działaniach oddajemy wykorzystane kości do puli, przesuwamy znacznik czasu, jak już wspominałem, zgodnie z niewybraną kością, pałeczka pierwszeństwa trafia do kolejnego gracza, który wykonuje rzut tym samym lub nowym zestawem kostek, adekwatnym do obowiązującej pory roku. Gra toczy się w ten sposób przez trzy umowne lata. Kiedy po raz pierwszy znacznik przekroczy granicę między jesienią a zimą, gracze biorą do ręki jeden ze stosów kart przygotowanych na tę okazję na początku gry.

Pamiętacie o nich jeszcze?

Tak samo dzieje się po wkroczeniu w trzeci rok rywalizacji. Kiedy dobiegnie on końca, do zgromadzonych kryształów dodajemy punkty zwycięstwa z kart i różnego rodzaju nagrody bądź kary, a zwycięzcą, i niekwestionowanym Arcymagiem królestwa Xidit, zostaje gracz z największą liczbą punktów.

Słów kilka o dodatkach

Do Pór Roku dostępne są dwa dodatki: Zaczarowane Królestwo oraz Ścieżka Przeznaczenia. Pierwszy z nich uzupełnia podstawkę o kilka gadżetów, których zwyczajnie brakowało, jak znacznik pierwszego gracza, rozszerzenia planszetek dla posiadaczy Zaczarowanego Grymuaru czy znaczniki zmniejszonych zasobów, ale też powiększa pulę o 20 nowych kart i wprowadza dwa zupełnie nowe elementy – karty czarów oraz żetony zdolności specjalnych.

Czary zmieniają zasady rozgrywki jednakowo dla wszystkich graczy. Być może w tej partii przemiana energii będzie bardziej korzystna albo przywoływanie kart wymagać będzie dodatkowych kosztów. Wylosujcie lub wybierzcie kartę czaru i sprawdźcie się w kompletnie nowych warunkach panujących podczas turnieju. Zdolność specjalna wybierana jest przez każdego gracza indywidualnie i może czasem zapewnić potężny zastrzyk punktowy, a innym razem pokarać przy podsumowaniu w zamian za ułatwienie rozgrywki.

I tak nieubłaganie dążysz do swojego przeznaczenia!

Ścieżka Przeznaczenia to jeszcze więcej kart, umiejętności oraz czarów, z których dwa szczególnie nie przypadły mi do gustu. Wprowadzają one do rozgrywki kość przeznaczenia, od której dodatek wziął swą nazwę. Walka o końcowy bonus, wymagająca rezygnacji z gromadzenia podstawowej energii, oddala dla mnie rozgrywkę za bardzo od rozbudowy tableau albo sprowadza się niejednokrotnie do pojedynczego, przypadkowego rzutu, który przechyla szalę zwycięstwa. Trochę za dużo nieprzewidywalności jak na moje standardy.

Uwielbiam za to każdą liczbę nowych kart, które dostarczają dodatki. Zwłaszcza tych wnoszących interakcję na wyższy poziom. Nic nie smakuje tak słodko, jak podłożona świnia, a właściwie Mediumiczna Klatka albo Sługa Io, w odpowiednim momencie gry.

Ocena rozgrywki:

Okiem Owcy

Później był chaos, ale kontrolowany

Jak zaznaczyłem na początku recenzji, Pory Roku to mój ulubiony tytuł. Siłą rzeczy odwracam wzrok od wszelkich jej wad, jednak zdaję sobie sprawę z ich istnienia. Przekopywanie się przez ogromny stos kart w celu sparowania konkretnych efektów i wykręcenia pięknej kombinacji odrzuca mnie od gier w stylu Terraformacja Marsa i Everdell, a tu nie przeszkadza w najmniejszym stopniu. Chciałbym wierzyć, że to zasługa idealnie zbalansowanej talii, ale wiem, że rządzi nią totalny chaos. Mam za sobą wiele partii, w których jednemu graczowi los zsyłał dwie kopie Latarni Xidit, jednej z najpotężniejszych kart w zestawie, a drugi walczył zaciekle o każdy punkt, wyposażony w Róg Żebraka i Berło Wiosny. Chyba po prostu ten sam los częściej stawiał mnie w pozycji tego pierwszego. Muszę rozważyć stworzenie karty promo ze swoją podobizną – Ulubieniec Lasu Argos.

Na docenienie zasługuje bez wątpienia fakt gradacji poziomu trudności rozgrywki. Dzięki temu niedoświadczeni gracze nie odbiją się po swojej pierwszej partii, skazani na ogarnięcie umysłem masy możliwości, a starzy wyjadacze zwiększą szansę na uzyskanie nowego współgracza, przypominając sobie jednocześnie, jak sami byli na jego miejscu. Ograniczona pula kart i najmniej skomplikowane ich efekty sprawdzą się też podczas gier z dziećmi

Chociaż mamy do czynienia z tytułem dla dwóch do czterech graczy, najlepiej sprawdza się w wersji tête-à-tête. Zależności między kartami jest tak wiele, że im więcej uczestników, tym łatwiej przeoczyć jakiś efekt i stracić punkty albo energię, które nam się należały, zwłaszcza gdy właściciel gry jako jedyny zobligowany jest do pilnowania zasad. Z tego względu Pory Roku znalazły się w naszym zestawieniu gier idealnych dla dwóch graczy, głownie za sprawą mojego uporu. Zróbcie mi tę przyjemność i sprawdźcie cały ranking, a zwłaszcza miejsce czwarte. Niech światło Latarni Xidit was prowadzi.

Moim okiem:

10/10

Okiem Świętego

,,Życie to tygrys, którego trzeba chwycić za ogon, a jeśli nie wiesz, czego oczekiwać, pożre cię.”

– Stephen King

Właśnie taka jest pierwsza myśl, gdy na stole pojawiają się Pory Roku! Tygrysem rozgrywki, z którym trzeba się zmierzyć, jest właśnie Owca. To właśnie tutaj, przed każdą potencjalną batalią, zastanawiam się, ile tym razem uda mi się ugrać, przed rozszarpaniem na końcowej punktacji…

Gdy pierwszy raz usłyszałem o Porach Roku, byłem pewien, że będę tutaj rządził i panował, bo kto, jak nie ja, może zostać Arcymagiem? Hmm… no, jakie było moje zaskoczenie, gdy dostałem baty za pierwszym, drugim, trzecim razem… a potem nastała ciemność i przestałem liczyć z nadzieją, że przyjdzie ten dzień, w którym zdetronizuję naszego redakcyjnego arcymistrza. Dla mnie ten dzień jeszcze nie nadszedł, ale może ktoś z was ma odwagę rzucić mu wyzwanie?

Oczywiście przyznaję, że Pory Roku to prawdziwe arcydzieło karcianej rozgrywki. To niezwykle ciekawe, jak twórcy zdołali połączyć tak wiele elementów, tworząc grę zarówno piękną wizualnie, jak i głęboką pod względem mechaniki. Już na starcie, w momencie draftu czuję, że moje decyzje mają znaczenie. Muszę nie tylko myśleć o tym, co wybieram dla siebie, ale także co zostawiam dla przeciwnika. Te strategiczne posunięcia wprowadzają niepewność i wymagają elastyczności w podejmowaniu decyzji.

Warto dodać, iż, jak to bywa w przypadku planszówek z draftem, wpadamy w wir losowości. Gra potrafi dorzucić emocji do pieca, gdy po raz kolejny dostajemy przysłowiową figę z makiem, a nasz przeciwnik Game Changera, którym za chwilę wytnie nas jak zboże. Dla mnie, jako gracza z pasją do gier opartych na kartach, nie jest to wielki minus, ale dodatkowy smaczek rozgrywki. Pory Roku to tytuł, obok którego trudno przejść obojętnie, który wciąga i zachwyca od pierwszej do ostatniej tury. To nie tylko gra dla doświadczonych graczy, ale także dla tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z karciankami. Ta elastyczność sprawia, że każda partia jest wyjątkowa, niezależnie od stopnia wtajemniczenia uczestników.

Jakby to ujął Owca, to nieidealna perfekcja, która pozwala pokochać grę całym sobą! (ja wciąż próbuję…)

Moim okiem:

8/10

Okiem Foki

Jak pory roku Vivaldiego, zmieniają się kostki na stole…

Chciałoby się aż zanucić do melodii z telenoweli “Klan”. Podobnie jak wspomniany serial, grę Pory Roku można uznać za klasyk, gdyż od jej premiery minęło już dobrych 46 pór roku. Jednak, tak samo jak Owca piszący tę recenzję, darzę ją sentymentem. Sentymentem do czasów, kiedy na półce były trzy gry na krzyż i wiele wolnych godzin do grania. Jak to mawiają, kiedyś to były czasy, teraz to nie ma czasów. Zgadzam się z tym w pełni. Obecnie, mimo uginających się półek i rosnącej hałdy hańby, doba nie jest z gumy i trudno znaleźć odpowiednio dużo czasu na ogranie tego wszystkiego. Ale do brzegu, a właściwie do Pór Roku. Gra urzeka swoimi bajkowymi grafikami, które moim zdaniem pasują do jej złożoności i tematu. Trudność gry na pierwszy rzut oka wydaje się na niskim poziomie i de facto tak jest. Masz karty na ręce, widzisz co potrzebujesz żeby je wyłożyć, turlaj kostki, zbieraj energie i zdobywaj kryształy. Proste i przyjemne. Łatwo przekonać osobę, która nie grała w ten tytuł do wspólnej rozgrywki. Tylko nagle może się okazać, że do partii siadacie z takim na przykład Owcą, który ma już kilkaset rozgrywkogodzin za sobą i kręci takie combosy, że nie wiadomo co się dzieje. Osoba, która już jest zaznajomiona z kartami, pomimo dużej losowości w grze, do której zaraz wrócę, jest w stanie po takim nowicjuszu się po prostu przejechać. Ale to żadna nowość w planszówkach, w zdecydowanej większości gier takie zjawisko będzie miało miejsce.

Słów kilka o losowości. Gdybym miał wskazać dwa elementy generujące bardzo dużą losowość w grach to byłyby to kostki i karty rozdawane lub dociągane w ciemno. Teraz chwila przerwy i rzućcie okiem na zdjęcia gry. Tak, dobrze widzicie. Mechanika gry opiera się na kartach i rzutach kostkami. Na potrzeby tej recenzji stworzyłem skalę do porównywania losowości w grach. Żeby to jeszcze lepiej uwidocznić, na jednym końcu, reprezentującym 0% losowości, postawimy sobie szachy, na drugim końcu, przedstawiającym 100% losowości, będzie Chińczyk. Jak już dobrze się domyślacie, grze Pory Roku jest zdecydowanie bliżej do znajomego Azjaty. Jakbyście tego nie mogli skumać, dajcie znać w komentarzu, rozrysuję to jak Jacek Gmoch.

Losowości jest dużo, możecie czekać jedna czy dwie pory, aż traficie na kostce interesującą Was energię. Oczywiście są możliwości, żeby się podratować nawet jak bardzo nie idzie, dostając bonus, ale na koniec gry za ich użycie trzeba będzie pomniejszyć swój wynik. Jednym słowem, nie jest to gra dla totalnych strategów, którzy muszą mieć każdy szczegół pod kontrolą. Natomiast jest to bardzo przyjemna gra w bardzo kolorowym świecie, jak najbardziej do zagrania z rodziną. Siadając do niej godzę się, że nawet mój najlepszy plan może spalić na panewce ze względu na nieprzychylność losu, jednak zawsze chętnie wejdę do świata Xidit. Wiele frajdy sprawia turlanie dużych, kolorowych kostek, a jeszcze więcej przyjemności sprawi rozgrywka, w której wszystko ułoży się po naszej myśli i wykręcimy dobry wynik.

Moim okiem:

10/10

Redakcja okiemgracza.pl
Redakcja okiemgracza.pl

Arkadiusz "Święty" Świętoń, Mateusz "Owca" Owczarek, Michał "Foka" Zając

Zapaleni miłośnicy gier planszowych, którzy od wielu lat eksplorują różnorodny świat tych gier. Ich pasja do gier wykracza poza zwykłą rozrywkę; wolne chwile poświęcają na szczegółową analizę nowych gier, zagłębiając się w ich mechanikę, strategie i elementy tematyczne. Ich podejście do gier jest zarówno intelektualne, jak i przyjemne, co czyni ich szanowanymi postaciami w społeczności graczy.

Ocena recenzji:

4.7/5